Reforma edukacji (nie) po naszemu?

2017-04-22 /320
Reforma edukacji (nie) po naszemu?
źródło: fot. freepik.com

Pierwszy kwartał 2017 roku był pełen emocji związanych z wdrażaniem reformy edukacji na terenie całego powiatu olkuskiego. Obawy, pytania oraz poczucie niepewności towarzyszyły uczniom, rodzicom, nauczycielom… a także samorządom

Każda zmiana z natury budzi niepokój. W Polsce przyzwyczailiśmy się ponadto do tego, że jak coś zmieniają, prawdopodobnie jeszcze bardziej to popsują. Czy tak się stało w przypadku tegorocznej reformy edukacji? Wszystko wskazuje na to, że tak. Postulat likwidacji gimnazjów był w kampanii wyborczej bliski wielu środowiskom politycznym. Nie pojawił się przypadkowo, gdyż wypływał z doświadczeń niemal całego pokolenia uczniów (i ich rodziców), którzy przeszli przez te 3-letnie szkoły w ciągu 20 lat ich istnienia. W świadomości społecznej gimnazja stały się dla wielu symbolem zdegenerowania młodych ludzi, którzy właśnie tam po raz pierwszy – wyrwani z lokalnych środowisk – sięgnęli po używki czy zaczęli stwarzać problemy wychowawcze. Oczywiście są to po części stereotypy, ale niestety mające także odzwierciedlenie w rzeczywistości, bo faktem jest, że w gimnazjach – zwłaszcza dużych – problemy były. Od nowego roku społeczności lokalne stanęły jednak przed zadaniem „przereformowania” systemu oświaty. Słowo to zostało przeze mnie ujęte w cudzysłów celowo. Dlaczego? Ponieważ każdy samorząd, tj. wszyscy wójtowie, burmistrzowie oraz radni, zostali w sprawie decyzji o kształcie sieci szkół postawieni pod ścianą. Stało się tak dlatego, że przygotowane przez twórców ustawy zapisy skutecznie zablokowały samorządom wszelkie ruchy w zakresie planu organizacyjnego sieci szkół. Sumarycznie doszło do kuriozalnej sytuacji, w której administracja centralna ustala wysokość płac personelu szkół oraz liczbę placówek, a samorządy muszą za to płacić. Rada Gminy lub miasta nie ma dziś swobody decyzji o formie funkcjonowania szkół ani o tym, ile ich będzie i gdzie. Wynika to z obowiązku uzgodnienia planowanej sieci szkół z kuratorem oświaty, który na jakiekolwiek ruchy w zakresie łączenia, przenoszenia czy likwidacji może się po prostu nie zgodzić, co zresztą dzieje się w całym kraju. W kuriozalnych przypadkach dochodzi nawet do sytuacji, gdy kurator nie godzi się na likwidację szkoły… w której nie ma dzieci. Tak jest np. w gminie Sadowie w woj. świętokrzyskim, która musi utrzymywać pustą szkołę ze względu na polityczną decyzję przedstawicieli władz centralnych.

Oczywiście każde zamknięcie szkoły czy zmiana formy jej funkcjonowania niesie wiele oporów i lęków społeczności lokalnych i takie sytuacje mają charakter ostateczny, ale proces modyfikacji sieci szkół jest czymś całkowicie naturalnym w wypadku wdrażania reformy oświaty. Tak było w roku 1999, gdy wprowadzano gimnazja. Wówczas samorządy dowolnie kształtowały plan co do liczby i rozmieszenia szkół, uwzględniając lokalne uwarunkowania logistyczne, demografię oraz warunki ekonomiczne. Dziś ta możliwość została samorządom zabrana, a jest to bardzo ważny – praktycznie przemilczany – aspekt aktualnych zmian. Skutki podejmowanych obecnie pod przymusem decyzji będą mieć bowiem olbrzymie znaczenie w długofalowym kształtowaniu budżetów samorządów, także w powiecie olkuskim. Każda gmina w najbliższych latach stanie przed koniecznością dołożenia do systemu światy kilku milionów złotych, jednak to fakt, o którym praktycznie się nie mówi, gdyż sprawa jest nieatrakcyjna politycznie. Warto mieć to na uwadze, gdy za dwa lata będziemy oceniać kandydatów w wyborach samorządowych. Jeżeli ktoś będzie się zarzekał, że znajdzie pieniądze na oświatę przy jednoczesnym utrzymaniu innych inwestycji – to znaczy że kłamie. Budżety naszych gmin nie są z gumy i nie da się ich rozciągnąć, dlatego aby wykonać te zobowiązania, będziemy musieli zrezygnować z części planowanych przedsięwzięć lub zaciągać kredyty. Oczywiście jest jeszcze trzecie wyjście z tej sytuacji. Można zwiększyć przychody budżetu, ale to oznacza podwyżkę lokalnych podatków, które i tak w wielu wypadkach są dużym obciążeniem dla naszych portfeli, a tego prawdopodobnie nie chcemy. Ponadto szumne zapowiedzi zagwarantowania środków z poziomu centralnego w subwencji oświatowej okazują się mrzonką. Zapowiadano, że samorządy dostaną subwencję na 6-latki, co miało nieco poprawić ich sytuację. Rzeczywiście dostały ją, ale jednocześnie zmniejszono pulę przypadającą na każdego ucznia w wieku szkolnym. Prostymi słowy – tu dodali, tam zabrali i wyszło na to samo. Z problem zostaliśmy sami. Aktualne zmiany w systemie oświaty są doskonałym przykładem powiedzenia „Chcieli dobrze, wyszło jak zwykle”. W rzeczywistości reforma wypływająca z oczekiwań społecznych i słusznych założeń została praktycznie w całości zepsuta przez jej twórców. Lęk przed masowym zamykaniem szkół doprowadził do blokady i ograniczania praw samorządu. Zrodziło to wiele niepotrzebnych emocji, szczególnie na terenie gmin Olkusz i Klucze, które mają bardzo rozbudowaną sieć szkół. Ostatecznie wszystko zostało po staremu. Znikną tylko gimnazja i część inwestycji, których tak potrzebujemy. Jak będzie wyglądać przyszłość? Prawdopodobnie po 2-3 latach funkcjonowania reformy przyjdzie czas na jej ewaluację. Każdy przeliczy starty i będziemy się zastanawiać, z czego musimy zrezygnować.

Na koniec – samorząd to my, wszyscy mieszkańcy danej gminy. Budżet naszej małej ojczyzny to nasze pieniądze, nasze podatki. Patrzmy z uwagą na każdą wydawaną złotówkę, tak jak to czynimy w budżetach obywatelskich i funduszach sołeckich. Zwracajmy uwagę na to, że jesteśmy zmuszani do wydawania naszych pieniędzy wbrew naszej woli. Bo taki ma m.in. wymiar tegoroczna reforma oświaty realizowana pod hasłem: "My wam powiemy, co robić, a wy płaćcie”.

Ewa Grzebyk

Ewa Grzebyk